wtorek, 3 stycznia 2012

kobiety zaganiane

Kobieta  jest zdolna do największych poświęceń:). Długie godziny spędzone  z farbą na głowie, miesiące o liściu sałaty i wodzie czy wytapianie tłuszczu na aerobiku to już standard. Śmiało wklepujemy najnowsze zdobycze techniki, żeby tam się wypociło a tu przybyło. Robimy wszystko, żeby osiągnąć rozmiar 36, śledzimy wystawy i wydajemy uciułane zaskórniaki na kolejna parę pantofli.
Ale jak tu być pachnącą i wypoczętą jak święta wymagają tylu przygotowań, gotowanie, pastowanie, uszka, pierożki, kapusty i najlepiej wszytsko własnymi rękami,  a na dokładkę codziennie  w głowie dylemat co na obiad.
Na pierwszy rzut oka godzenie tipsów, firanek rzęs i pogodnego nastroju z gotowaniem i zmywaniem zdaje się być karkołomnym wyzwaniem. Zwłaszcza, że większość z nas jest już z nowszego pokolenia i nie ma o tym pojęcia. No chyba, że jakieś talenty samorodne i zapalone kucharki, co pichcą od dziecka.

W pracy słyszę jak koleżanka wychwala rodzinę, że dzielnie znosi schabowe 4 razy w tygodniu, bo jej to najlepiej i jedynie wychodzi, a mąż  przejmuje pałeczkę w weekendy i wtedy dzieci mogą skosztować  kopytek, domowego makaronu i ciasta.

Czasem z obłędem w oczach inna koleżanka pyta :"Dziewczyny znacie coś na szybko i żeby było oryginalne, a nie trzeba się było narobić?" W zamian za podpowiedź ochoczo  sprzedaje pomysł jak serek camemberek:). Łatwo usmażyć przybrać  tym i owym,  trochę na czerwono trochę na zielono, łyżka ryżu z carry, żeby nie wyszło na jaw, że to zwykły ryż z torebki i już wszystkie zapamiętałyśmy jak brylować w kuchennym fartuszku.

Dom Agaty trzyma się tylko dzięki temu, że jej mama i babcia w pocie czoła peklują jej mięsa, obierają na czas ziemniaki. Babcia poddusi kapustkę, a mama w trymiga wykombunuje zupę dla dzieci, żeby nie biegały głodne. Za to sama Agata wyspecjalizowała się mascarpone z koglem-moglem i pyta męża ile solić ziemniaki, bo jakoś czuje, żenawet to jej nie wychodzi.

Zośka za to cuduje raklety,owoce nadziewane twarożkiem i  podpiera się sałatami maści wszelakiej.
To cud i łaska pańska, że się wychowałam na normalnych bitkach wołowych, gotowanej marchewce i znam mozół mycia  z piasku  świeżego szpinaku.
Wiem, że indyka można upiec samemu, a schab niekoniecznie rośnie od razu gotowy w sklepie. Wiem, ale w obliczu wydania kolejnego obiadu  wcale nie zasiadam do tarcia buraczków i  mielenia mięs na pasztet:). Sama teraz latam po mrożonki i teatralnym szeptem pytam mamę czy na pewno do szpinaku dodawać śmietanę, bo coś mi się tak po głowie kołacze.

Nowoczesnej pani domu z odsieczą idą reklamy, w których warzywa się same przepychają w kolejce do rondla, a parówki żwawo podskakują na patelni.Podobno:) każdy facet zmięknie jak zje taką grzybową z proszku albo jak dodać sosu w kostce:). No mój jakoś nie wymięka:). Twardo domaga się pomidorowej na włoszczyźnie ze sklepu. Uparciuch:).

Dla zaawansowanych są filmy instruktażowe w telewizji. Ale gotowanie na ekranie to teraz krewetki z cytryną, mięso z migdałami, szpinak z orzechami, awokado z melisą i miodem i takie tam wielkopańskie przekąski, a żeby obejrzeć jak się rozprawić ze zwykłą zasmażką i zrobić zwykłą kartoflankę to już trudniej:).

Te ekranowe panie domu to złote kobiety. Suszone pomidory same suszą w piekarniku, wszystko mają w spiżarkach poukładane na podorędziu i zawsze pod ręką szczypta kopru, listek mięty i kolędra. Parapety pełne zielnych ogródków,  marynaty i konfitury w każdej szafce. Na dodatek zero bałaganu w kuchni i wszystko da się zrobić w 5 minut. Piana sama się ubija, mikser miele w dowolny wzorek, jarzyny same się siekają... No przysparza mi ta telewizja kompleksów:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz